Recenzja: "365 dni" Blanki Lipińskiej

Obrzydliwie romantyczna, skrajnie prawdziwa i inspirująca...
 Laura wraz ze swoim chłopakiem Martinem i dwójką przyjaciół wyjeżdżają na wakacje na Sycylię. Drugiego dnia pobytu – w swoje dwudzieste dziewiąte urodziny – dziewczyna zostaje porwana. Ów porywaczem okazuje się Massimo Toricelli, który kilka lat temu przeżył zamach na swoje życie i ujrzał we śnie kobietę.  Zafascynowany tym zdarzeniem kazał namalować potret tej kobiety oraz poprzysiągł sobie, że ją odnajdzie.  Niedługo po tym - a jakże szczęśliwie - rozpoznaje ją w pannie Biel. Już podczas pierwszego dialogu między bohaterami Massimo stawia kobiecie wymaganie, że zostanie z nim rok i jeśli się w nim nie zakocha pozwoli jej odejść. Mężczyzna zaznacza, że nie zamierza prztrzymywać jej wbrew woli, choć jeśli postanowi odejśc od niego przed upływem roku zabije jej rodzinę oraz przyjaciół. Oczywiście - nie wywiera w ten sposób żadnej presji (skądże znowu). Dwie kartki po swoim "śmiertelnym przerażeniu" narratorka dochodzi do wniosku, że skoro i tak nie może sprzeciwić się głowie sycylijskiej rodzinie - dobrze zabawi się w łóżku. Tyle, jeśli chodzi o jakikolwiek takt i szacunek do siebie.
*

Powieść Lipińskiej jest przede wszystkim nieudolnie napisana. Poza dobrze rozwiniętymi scenami romantycznymi prawie nie ma w niej akcji, sama autorka funduje nam mnóstwo stereotypów, a prawie w każdym rozdziale przemycane jest nawiązanie do temperamentu autorki, który Don uznaje za nie słowiański, a typowo włoski - dziwiąc się narodowości swojej ofiary. "Laura, jesteś taka nieposłuszna, aż dziwne, że nie jesteś Włoszką".
Styl jest prosty, niewymagający.

Kiedy wreszcie dobrnęliśmy do zakończenia okazuje się ono tak sztampowe, że aż zęby bolą. I wierzcie mi, jako nastolatka naprawdę lubię lekkie lektury kończące się "happy endami" oraz romansy. Jednak połączenie takiej dawki absurdalnych zachowań bohaterów, słabego stylu i typowego dla Greya zakończenia dało mieszankę wręcz wybuchową. W mojej ocenie książka ta dostaje ledwo 2\10 gwiazdek, co spowodowane jest przyciągającą wzrok okładką.

Generalnie nie polecam, chyba że ktoś z tu obecnych ma ochotę na masochistyczną rozrywkę.

*zdjęcie pochodzi z bloga Mój Świat Literatury.


11 komentarzy:

  1. Podoba mi się ta bezpośrednią krytyka. Z tego co tu napisałaś książka naprawdę musi być słaba:/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cenie Cię za szczere zdanie bo niestety gdzieś tam po drodze już czytałam pozytywne wychwalajace autorkę poematy dotyczące tej powieści, nie ma to jak podlizac się wydawnictwom. Szczerze I dziękuję nie będę zawracać sobie nią czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie skupię się na innych książkach 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. Ło ludu ale romantycznie się zapowiada, coś dla kobiet chyba raczej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi beznadziejnie. z pewnoscia po to nie siegne po tej recenzji.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ksiazka, ktora zrobila furore, wszyscy krytykuja, a jednak wystarczy, ze wszyscy o niej mowia, bo w dzisiejszych czasach okazuje sie, ze to jest najwazniejsze, by sie przebic - zaistniec. Takie mamy czasy. Pozdrawiam serdecznie Beata

    OdpowiedzUsuń
  7. Post dobrze napisany, a książka nie nadaje się do czytania. Ja również nie polecam tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Lipińska ogólnie ma jakiś fetysz do stereotypów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Byłem ciekaw, co to za fenomen, o którym teraz wszyscy mówią i zacząłem przeglądać w księgarni drugą książkę Lipińskiej. No niestety, pornografię też trzeba umieć napisać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdecydowanie nie dla mnie...dobrze, ze podejmujesz sie takze krytyki, nie wszystko musi byc wspaniale i nadawac sie do czytania!

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzięki za szczere słowa :) Ja nie lubię strasznie tego typu książek, nie rozumiem, jak wiele osób się nimi zachwyca. Ale cóż gusta bywają różne.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Mała Biblioteczka Vee , Blogger